Seweryna Chmielewska urodziła się w 1852 roku. Jej ojciec był inżynierem, "naczelnikiem sekcji w zarządzie komunikacji" - zajmował się dozorowaniem stanu dróg. W 1874 roku wyszła za mąż za Aleksego Michała Bojasińskiego; w następnym roku urodził się ich jedyny syn - Józef. W roku 1884 Michał Bojasiński założył zakład wodoleczniczy w Jordanowicach. Historia zakładu i jego budynek są dobrze znane grodziszczanom... Michał Bojasiński zmarł w roku 1894. Ponieważ w rok później zmarł ojciec Seweryny, jej matka najpewniej zamieszkała z córką. Zakład Hydropatyczny dla Osób z Towarzystwa prowadziła więc Seweryna z matką. Kierownictwo od strony medycznej powierzano oczywiście lekarzom - między innymi Bronisławowi Malewskiemu, ojcu Hanny Malewskiej (kolejna postać z naszej mapy :-) ). Właścicielki aktywnie włączały się w prowadzenie zakładu. W artykule zamieszczonym w piśmie "Zdrowie" Malewski pisał, że za pierwszoplanową kwestię uznał wprowadzenie właściwej diety. Po pierwsze dlatego, że Polacy w ogóle źle się odżywiają - nie mają też właściwych wzorców, bo na nasz grunt nie da się przenieść diety śródziemnomorskiej, która już wtedy uchodziła za zdrową. Po drugie, chorzy przybywający do zakładu wymagają specjalnego odżywania - najczęściej kuracji odchudzających oraz odciążających nerki. Malewski, jak pisze, stanął przed trudnym wyzwaniem. Chciał ułożyć dietę zawierającą mniej mięsa (nadmiar jego spożycia uznał za główną wadę polskiego jadłospisu), ale przy tym smaczną. Nie można było przecież odstraszać klientów zakładu! Okazało się, że zatrudnione kucharki w ogóle nie potrafią gotować potraw jarskich - czy, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, wegetariańskich. "Tu wielką pomocą" - pisał Malewski - "były mi właścicielki zakładu, które przyjmowały w ogóle w reformowaniu kuchni bardzo czynny i z natury rzeczy najskuteczniejszy udział". Trzyosobowy zespół skompletował bibliotekę książek kucharskich, wybrał z nich wszystkie przepisy na potrawy bezmięsne, wiele z nich też ulepszył, zmniejszając zawartość tłuszczu. Wszystkie potrawy zostały przetestowane przez właścicielki zakładu, które przygotowały ostatecznie bogaty zestaw smacznych dań bezmięsnych. Były to przede wszystkim leguminy, warzywne budynie, zapiekanki i paszteciki z grzybami, powidłami i kaszą. Artykuł wymienia też sałatkę kartoflaną, sałatę i kiszonki. Bardzo dużą wagę przywiązywano do jakości produktów - na przykład nabiał był sprowadzany z Chlewni, z gospodarstwa Juliana Wieniawskiego. Przykładowy jadłospis z grodziskiego sanatorium widzicie na grafice poniżej. Nie jest on wegetariański, ale - w stosunku do ówczesnych realiów - bardzo ogranicza mięso. Grodziska dieta ma około 1700 kalorii i dużo, jak pisał Malewski "drzewnika", czyli błonnika. Być może z czasem grodziskie sanatorium stałoby się prekursorem kuchni wegetariańskiej. Jego kadrę kierowniczą prześladowało jednak dziwne pasmo nieszczęść. Najpierw przedwcześnie zmarł sam Bojasiński. Seweryna zmarła w wielu zaledwie 54 lat. Jej epitafium znajduje się w grodziskim kościele św. Anny (na ścianie koło głównych drzwi, pod chórem). Bronisław Malewski zginął potrącony przez samochód (co prawda już wtedy nie pracował w Grodzisku). Sędziwego wieku dożyła tylko matka Seweryny, Aniela. Seweryna Bojasińska jest kolejną postacią dodaną do naszego szlaku grodziskich kobiet. Proponujemy - na jej cześć przyrządźcie warzywną zapiekankę i podzielcie się przepisem!
0 Komentarze
„Pamiętać tylko trzeba, że polityka nie zaczyna się i nie kończy na walce międzypartyjnej. Jest rzeczą nad wyraz smutną, że u nas polityka, to zwycięstwo X-a nad Y-iem, to przyłapanie Z-a na nadużyciu czy jego przeciwnika na nietakcie. Polityka to kierowanie sprawami publicznymi, a zainteresowanie polityką to ciekawość, jakie są zagadnienia chwili i jakie rozwiązania są zamierzone, a nie, kto stanie u steru". Brzmi jak komentarz do obecnej sytuacji? Jest to tymczasem fragment artykułu o życiu politycznym kobiet z pisma "Bluszcz" z 1922 roku. Autorka nie podpisała się pełnym nazwiskiem. Być może takie właśnie poglądy można było usłyszeć na spotkaniu, które odbyło się 84 lata temu w sali grodziskiej KKO. 20 października 1936 roku Ludwika Wolska, była posłanka, wygłosiła tam odczyt na temat "Obecna polityka w Europie", na który licznie przybyły słuchaczki z Grodziska, Brwinowa i Podkowy Leśnej. Wywiązała się ożywiona dyskusja o kursach walut, zwłaszcza franka szwajcarskiego, i ich związkach z polityką. Ludwika Wolska była posłanką na sejm trzeciej kadencji (1930-1935) z ramienia BBWR. Zasiadała w komisjach spraw zagranicznych i administracyjnej, brała też udział w działaniach na skalę europejską - na przykład w Kongresie Kobiet Słowiańskich. Wolska była z zawodu nauczycielką łaciny - uczyła w prywatnych warszawskich gimnazjach. Widać, że interesowała się "twardą" polityką - jej działalność, w odróżnieniu od większości innych posłanek, nie dotyczyła spraw rodzinnych, społecznych, opieki zdrowotnej czy innych tradycyjnie kojarzonych z kobietami. Znamy sporo jej artykułów i przemówień - na przykład sejmowe przemówienie poświęcone ochronie przyrody ("Ochrona Przyrody" 1931, 11). Wolska sprzeciwia się w nim wyrębom lasów na cele przemysłowe, argumentując, że w szerszej perspektywie jest to również nieopłacalne pod względem ekonomicznym. O życiu Wolskiej wiadomo bardzo niewiele. Można się domyślać, że wojnę spędziła w Warszawie. Odnajdujemy jej nazwisko wśród kadry pedagogicznej liceum im. Oswalda Balzera w Zakopanem, gdzie po Powstaniu Warszawskim znaleźli schronienie niektórzy nauczyciele. Do lutego 1945 roku uczyła tam łaciny. Potem jej nazwisko znika, nie znamy nawet daty jej śmierci. Postać Ludwiki Wolskiej przypominamy na naszym szlaku grodziskich kobiet na interaktywnej mapie. Źródła zdjęć: "Świat" 1930, Narodowe Archiwum Cyfrowe Kiedy wchodzimy na cyfrowe katalogi, takie jak „Polona”, widać, że duża część lokalnych druków – nie tylko gazet, ale także broszur i książek – była wydawana w Grodzisku, w drukarni „Lechicja”. Było to przedsiębiorstwo z ambicjami. Lechicja reklamowała się jako drukarnia wykonująca karty wizytowe i drobne zlecenia, ale także jako wydawca prasy i książek, księgarnia i czytelnia. Mieściła się w Grodzisku przy ulicy Kościuszki 31. Spod pras Lechicji wychodziły lokalne gazety (na przykład „Kronika Powiatu Błońskiego”) i informatory („Informator miasta Grodziska Mazowieckiego i powiatu błońskiego”). Lechicja wydawała także dziełka literackie autorstwa grodziszczan (np. sztukę „Zwycięstwo” autorstwa Edmunda Kazimirskiego, dyrektora grodziskiej KKO) oraz poradniki, w tym poradnik na temat metod zapobiegania ciąży. Co ciekawe, obecnie ta tematyka kojarzy nam się z lewą stroną sceny politycznej. W przedwojennym poradniku argumenty za stosowaniem antykoncepcji przedstawiane są ze stanowiska prawicowego i narodowego. Mniej dzieci to silniejszy naród, bo wtedy na jedno dziecko przypada więcej środków; mniejszej liczbie dzieci łatwiej zapewnić edukację czy opiekę medyczną na najlepszym poziomie. O sile narodu nie decyduje liczebność, a poziom wykształcenia, rozwoju, standardów życia – a temu sprzyja mniejsza liczba mieszkańców. Z dzisiejszego punktu widzenia to bardzo niezwykła argumentacja. Pozostałe poradniki też są niezwykłe: poradnik o zdrowym odżywianiu propaguje wegetarianizm; jest również poradnik dla palaczy. Właścicielem Lechicji był Jerzy Jodkowski, urodzony w 1903 roku. Lokalne „śledztwo” przyniosło niewiele informacji o jego życiu, prawie wszystkie z nich pochodzą zresztą już z okresu wojny. Jodkowski był redaktorem „Głosu Powiatu Błońskiego”, pisma które ukazywało się nieregularnie w latach 1931–1932, w pozostałych lokalnych gazetach figuruje jako wydawca. W 1938 roku został wydawcą ogólnopolskiego dwutygodnika „Cała Polska”; chociaż jako miejsce tego pisma wydania jest podawana Warszawa, było ono drukowane w Grodzisku i Jodkowski miał zapewne wpływ na jego zawartość, bo Grodzisk i okolice dosyć często pojawiają się na jego kartach. Jodkowski zapewne był dobrze wykształcony. W „Kronice Powiatu Błońskiego” publikował fachowe komentarze o grafice, o typografii i o funkcjonowaniu reklamy. W późniejszych, wojennych dokumentach wpisał, że posługuje się trzema językami: polskim, rosyjskim i francuskim. W styczniu 1942 roku Jodkowski został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Stąd w kwietniu trafił do Oświęcimia. W 1944 roku został przeniesiony do innego obozu, na terenie Niemiec, gdzie doczekał wyzwolenia przez Amerykanów. Złożył od razu prośbę o wyjazd do Stanów Zjednoczonych i w 1949 roku ostatecznie wyemigrował. Zmarł w Nowym Jorku w 1965 roku. W czasie wojny jego drukarnia funkcjonowała w jakimś zakresie – prowadziła ją zapewne żona Jerzego, Sabina. Wanda Zacna (z d. Wacławek) wspomina, że w tej drukarni jej rodzina przez pewien czas znalazła schronienie w czasie wojny (wspomnienia opublikowane na stronie Fundacji Moje Wojenne Dzieciństwo). Po wojnie drukarnia działała jeszcze do 1947 roku – drukowała głównie afisze, plakaty i obwieszczenia. Funkcjonowała wtedy pod adresem 11 Listopada 24. W 1947 roku została upaństwowiona. Czy ktoś z grodziszczan pamięta tę drukarnię? Czy ktoś zna losy Sabiny Jodkowskiej – czy dołączyła do męża na emigracji? Czy uda się nam zdobyć więcej szczegółów o Jerzym Jodkowskim? Cztery lata temu mieszkańcy Grodziska zaprotestowali zdecydowanie przeciwko zmianie nazwy „Stawy Walczewskiego” – mimo że nie wszyscy pamiętali, kim konkretnie był Walczewski. Pisały o tym to lokalne gazety; Łukasz Nowacki przypomniał postać Andrzeja Walczewskiego – działacza PPS, członka AK, a po wojnie strażaka w OSP. W wydanym przez miasto informatorze można znaleźć małą reprodukcję pocztówki z 1912 roku. Na pocztówce jest podpis: „Grodzisk, gub. Warszawska. Staw p. Walczewskiej”. Pod reprodukcją jednak jest podpis „Stawy Walczewskich”. A zatem: Stawy Walczewskiego, Walczewskich, czy Walczewskiej? Kim była p. Walczewska? Balbina Godlewska urodziła się w 1866 roku w Jordanowicach. Jej ojcem był Łukasz Godlewski, matka miała na imię Marianna. Ich grób znajduje się na grodziskim cmentarzu; pewną ciekawostką jest, że Marianna Godlewska żyła 100 lat. W wieku 20 lat Balbina wyszła za mąż za starszego o cztery lata Aleksandra Walczewskiego z Chlewni. Jego ojciec sprowadził się do Grodziska (czy tez w jego okolice) i zmienił nazwisko z Walczak na Walczewski. Balbina miała z Aleksandrem ośmioro dzieci: Andrzeja, Marię/Mariannę, Jana, Stefana, Franciszka, Stanisławę, Katarzynę i Julię/Juliannę. Troje z nich zmarło we wczesnym dzieciństwie: Stefan i Katarzyna żyli zaledwie rok, a Julia – cztery lata. Stanisława i Franciszek również zmarli młodo; matkę przeżyło zaledwie troje z ośmiorga dzieci. Również mąż Balbiny zmarł nie dożywszy 40 lat, w roku 1900. Balbinie z pewnością nie było łatwo. Została sama z wówczas jeszcze sześciorgiem dzieci, z których najstarszy syn miał 13 lat. Można przypuszczać, że wybudowanie infrastruktury turystycznej na stawach – wypożyczalnia łódek, kabiny kąpielowe – pomagało podreperować domowy budżet. Rok 1912, z którego pochodzi pocztówka, może był trochę lżejszy: najstarsze dzieci były już dorosłe, rok później córka wyszła za mąż. Wkrótce jednak znowu nadeszły niełatwe lata pierwszej wojny. Nawet przed rozpoczęciem działań wojennych miały już miejsce zniszczenia. Dokument z Kancelarii Generała-Gubernatora Warszawskiego stwierdza, że w dniach od 18 do 28 lipca 1914 r. na polach ziemianki Balbiny Walczewskiej, mieszkającej w gminie Grodzisk w powiecie błońskim, przeprowadzono formowanie rezerwistów powołanych do służby wojskowej. Zadeptane zostały uprawy kartofli i owsa. W 1915 roku w wieku niewiele ponad 20 lat zmarł syn Balbiny, Franciszek. Jej córka Stanisława zmarła w 1932 roku, w niecały rok po swoim ślubie. Międzywojenne życie na Stawie Walczewskiej opisywała między innymi Krystyna Poraj w książce „Grodzisk Mazowiecki jakim go pamiętam”. Zdjęcie z poświęcenia łodzi na stawach, z okresu międzywojennego, zamieszcza album „Grodzisk Mazowiecki na dawnej fotografii”. W łodzi siedzą trzy kobiety: jedna starsza i dwie młodsze. Czy może to być Balbina z dwiema (jeszcze) córkami? Wojenne i powojenne losy najstarszego syna Balbiny, Andrzeja Walczewskiego, były opisywane w różnych publikacjach. Sama Balbina zmarła w 1944 roku, w wieku 77 lat. |